Nowa płyta Comy zaskakująco przypadła mi go gustu, choć nie można mnie przecież nazwać ichnią fanką. Zawsze doceniałam klimat, ubóstwiałam Roguckiego, roztkliwiałam się nad kompozycjami i byłam urzeczona warstwą instrumentalną - ale drażniła mnie pseudopoetycka maniera tekstowa, w której - jak zawsze mi się zdawało - chodziło bardziej o formę niż o treść. Teksty podobno zawierały głębsze dna, choć zawsze byłam zdania, że sądzą tak Ci pseudointeligenci, którzy wszystkie wydumane słowa biorą za pełne przekazu.
A tu proszę, nowa płyta pełna całkiem jasnych tekstów. "Angela" jest uroczo banalna w tej kwestii i chyba to mnie urzekło najbardziej, "0Rh+" sprawdza się świetnie rozpatrywany w kategoriach ody do krwi i parę tam jest naprawdę słusznych metafor, aż chce się wykorzystać w własnych tekstach. "Woda leży po powierzchnią" jest dla mnie esencją bezsensownych teksów Comy, jak dla mnie jest po porostu historią gościa opowiadającego suchary. Ale jak zaśpiewana! I jak skomponowana! "Los, cebula i krokodyle łzy" to rzecz strasznie fajnie skomponowana i zaśpiewana, a przesłanie jest pozytywne - co zdecydowanie mi się z Comą nie kojarzy, więc zaskakuje miło.
Ogólnie jest dobrze, choć "werbalnej masturbacji" (nobel dla Roguckiego, to najlepsze określenie jego grafomaństwa") nie brakuje, jednak jest nadzieja na lepsze jutro w postaci wyplenienia grafomanii. Ale i tak fanką Comy nie nie zostaję, choć Roguca zaliczam w poczet fajniejszych polskich wokalistów. Ale nie tekściarzy.
Wszyscy stylizują się halołinowo, toteż ja w ramach buntu działam się we wdzianka tyleż codzienne, co urocze. Tak przynajmniej mi się wydaje - ze lalka wygląda cokolwiek słodko.
Może to wpływ "Lolity", w którą się teraz wczytuję.
Ukochałam połączenie kolorów tutaj występujące, och, ach.
Lista zakupów:
Narzutka - Bonjour Bizou, sb
Bluzeczka - Decades, sb
Spódnica - Stardoll
Berecik - Bonjour Bizou, sb (od Jadziuchny)
Rejkaviczki - Decades
Zakolanówki - RIO (jej, to ja mam coś z tego sklepu?) o.O
Butki - Stardoll, sb
Bryle - Splendid
PS. Quasirecenzja "Czerwonego albumu" była z mojej strony "werbalną masturbacją", musiałam się wrażeniami podzielić, choćby dlatego, że były dość niecodzienne. Bo, o borze, podoba mi się płyta Comy, jejku!